Święty Roch i raj zwierząt - Anonim
Tytuł: Święty Roch i raj zwierząt
Autor: Anonim
Źródło: Klimaszewski Stanisław MIC, ksiądz, Arka Noego, czyli człowiek i zwierzęta, Wydawnictwo Księży Marianów, Warszawa 2000 s. 12-17, za: Jean Quercy, Legendy chrześcijańskie, Warszawa 1988, s. 168-172.
Święty Roch i raj zwierząt
Żył niegdyś święty Roch. Był to wielki święty, który przemierzał drogi całego świata i leczył ludzi oraz bydlęta z wścieklizny. Szedł zawsze z psem, który zwał się Roszek, a którego bardzo kochał, gdyż pies uratował mu raz życie. Pies też był święty na swój sposób. Lizał rany, które pielęgnował jego pan, i rany zamykały się raz na zawsze. Święty Roch i Roszek nigdy się nie rozstawali, nie do pojęcia był jeden bez drugiego, jak nie można pojąć dzwonu bez serca albo niewiasty bez złośliwości.
Pewnego razu święty Roch umarł. Umierają wszyscy, nawet święci. A po jego śmierci pies zaczął wyć i on też odszedł z tego świata. Miał małą, leciutką duszyczkę, tak że dotarł do bram raju równocześnie ze świętym.
Święty Roch zastukał kijem pielgrzymim i wymienił swoje imię. Uzdrowił mnóstwo nieszczęśników, więc był pewien, że wkroczy do raju główną bramą. Święty Piotr pospieszył, otworzył odrzwia o dwóch skrzydłach, ale zaraz otworzył szeroko też oczy patrząc spod okularów. Za cieniem świętego ujrzał cień psa.
– Precz mi stąd! Nie ma dla psów miejsca w raju!
– Trzeba jednak znaleźć temu psu jakieś miejsce – odparł święty Roch. – Jesteśmy nierozłączni. Uratował mi życie i jest także na swój sposób święty.
– Dajże pokój! Też mi opowiadanie! Także mnie pewien kogut uratował duszę, skłaniając do skruchy. Czyż jednak przywiodłem go ze sobą, kiedy przybyłem tutaj? Nie przywiodłem go nawet do wejścia, nawet w pobliże Aniołów Bożych! Nie, mój drogi, kogut pozostał na zewnątrz, a ja wszedłem do środka. Twój pies uda się do mojego koguta, ty zaś połączysz się ze świętymi, którzy już na ciebie czekają! Idziemy! Mam dokładne rozkazy, jak ci już powiedziałem.
– Zatem trudno – rzecze uparty święty Roch. – Skoro Roszek nie wejdzie do raju, nie wejdę i ja. Wolę psa, którego znam, od twojego raju, którego jeszcze dobrze nie poznałem!
– Skoroś taki grubianin – wrzasnął święty Piotr, który stracił panowanie nad sobą – idź sobie precz
razem z twoim psem!
I poszli.
Co się stało z Rochem i Roszkiem? Tego nie wiem. Sądzę jednak, że podjęli swoją wędrówkę i że ich cienie dokonywały cudów i uzdrawiały ludzi z wścieklizny. Mówiono o nich na całym świecie. Papież, który był sprawiedliwy, chciał ich jakoś wynagrodzić. Z Rocha uczynił z całą ceremonią prawdziwego świętego i rozkazał, by w jego kościele wystawiono obraz, na którym nowy święty byłby przedstawiony z psem. W gruncie rzeczy w ten sposób kanonizował także Roszka, choć nie padło na ten temat ani słowo.
Kiedy wieść o tym doszła do raju, Ojciec Wiekuisty kazał wezwać świętego Jana Chrzciciela, który był wszak pierwszym świętym, i rzekł:
– Mamy więc zacną duszę imieniem Roch. Papież zrobił z niego świętego, musicie go odszukać i sprowadzić tutaj. Chcę go zobaczyć i złożyć mu powinszowanie. Trzeba też powiedzieć świętej Cecylii, żeby pomyślała o jakiejś oprawie muzycznej.
Jan Chrzciciel biegł przez trzy dni i noce, ale było to tak, jakby szukał jaskółek w zimie. Wpadł w zakłopotanie i pomyślał, że trzeba naradzić się ze świętym Piotrem.
Dobry klucznik nie zapomniał o historii człowieka z psem. Kiedy usłyszał, że ów człowiek został naprawdę świętym i że Ojciec Wiekuisty chce się z nim widzieć, trochę się strapił. Lękał się, że spotka go kara za to, iż działał z własnej inicjatywy. Święty Jan, który miłował wielce świętego Piotra, pocieszał go, jak umiał, i obiecał, że wszystko będzie w porządku.
Wrócił więc przed oblicze Ojca Wiekuistego i rzecze:
– Panie, wybacz mi głupotę. Od trzech dni i nocy szukam daremnie naszego nowego świętego, ale nigdzie go nie ma. Trzydzieści lat temu stanął pewnego wieczoru u bram raju, ale był z psem, a ponieważ święty Piotr nie chciał wpuścić psa, święty Roch poszedł sobie i nie mam pojęcia, gdzie przebywa.
Ojciec Wiekuisty zaczął rozmyślać, a kiedy wszyscy w raju usłyszeli, że rozmyśla, zapadła cisza.
Potem rzekł:
– No dobrze, święty Piotr jak zawsze wykonuje sumiennie swoje obowiązki. Ale święty Roch wróci, gdyż tego chcę. Zatrzyma sobie psa. Pozwólcie wejść jemu i psu. Zrobię wyjątek.
Kiedy świętemu Piotrowi doniesiono o tym, zmienił się na twarzy. Ładny wyjątek!
– Tak, tak – rzekł – pozwolimy wejść psu Rocha! Zobaczycie, że w ślad za nim pójdą wszystkie zwierzęta, jakie były stworzone! Wkrótce nie da się tu, w raju, mieszkać.
I z rozdrażnieniem otworzył tylną bramę, ale nie chcąc patrzeć na psa, schronił się do stróżówki i poprosił Zacheusza o zastępstwo. Zacheusz, który kochał bardzo zwierzęta, gdyż był niskiego wzrostu, stanął na progu i krzyknął ile sił w płucach:
– Roszek do nogi! Chodź, Roszku, chodź, bo dobry Bóg chce cię zobaczyć!
I oto stawili się Roch i Roszek. Święty uśmiecha się z dumą, wybija mocno krok sandałami pielgrzyma i odwraca się co dziesięć kroków, żeby pogłaskać Roszka, który liże go po rękach i wymachuje ogonem niby pióropuszem. Stawił się cały raj, aniołowie, cherubini, archaniołowie, święci obojga płci, wszyscy tłoczyli się, żeby zobaczyć, jak przychodzi pełen wdzięku piesek, który węszył miłe wonie raju i zdawał się śmiać z ukontentowania.
Była to wspaniała uroczystość. O świętym Rochu prawie zapomniano. Wszystkie pieszczoty, przysmaki, a nawet muzyka były dla Roszka. A święty Roch, który tak kochał swojego psa, był nader zadowolony, że jego samego tak zaniedbano.
Kiedy minęła pierwsza chwila radości, w tłumie nastąpiło poruszenie i pojawił się święty Piotr z włosami w nieładzie, spojrzeniem surowym i kluczami w dłoni.
– Panie – rzekł, zwracając się do Ojca Wiekuistego, który uśmiechał się do Roszka u jego stóp. – Panie, oddaję ci klucze. Nie będę odźwiernym dla psów.
A Ojciec Wiekuisty ciągle uśmiechał się, nic nie mówiąc. Święty Piotr dodał:
– Panie, zresztą to niesprawiedliwe. Czemuż to pies świętego Rocha ma być samotny? Skoro brama raz została otwarta, moim zdaniem, inne zwierzęta też powinny tu wejść.
Ojciec Wiekuisty ciągle się uśmiechał.
Święty Piotr ciągnął:
– Panie, jeśli chcesz, bym nadal sprawował pieczę nad kluczami, powinieneś wpuścić tu mojego koguta. Siedzi na wszystkich dzwonnicach i wzywa grzeszników do pokuty. W ten sposób także można zostać świętym!
– Wpuśćmy więc i koguta – rzekł Ojciec Wiekuisty, nie przestając się uśmiechać – będzie to kolejny wyjątek!
W tym momencie wybuchła sprzeczka. Wszyscy święci, którzy kochali jakieś zwierzęta, zaczęli protestować i bronić swojej sprawy.
– A moja gołębica? – mówił Noe. – Moja gołębica, która przyniosła mi gałązkę oliwną?
– A kruk, który karmił mnie na pustyni? – rzekł Eliasz.
– A mój pies, który merdał ogonem? – żalił się Tobiasz.
– A oślica, która prorokowała, kiedym na niej siedział? – wtrącił się Balaam.
– A wieloryb, który przez trzy dni gościł mnie w brzuchu? – dodał Jonasz.
– A prosiaczek, który uratował mnie od nudy? – rzekł święty Antoni.
– A łania – dorzucił święty Hubert – która niosła krzyż na głowie?
– A brat wilk i bracia ptaki, i siostry ryby? – zabrał głos święty Franciszek.
– A muł, który przyklęknął przed Hostia – powiedział ten drugi święty Antoni.
O, przyjaciele moi, zrobiło się doprawdy niezłe zamieszanie.
Ale Ojciec Wiekuisty, który ani na chwilę nie przestał się uśmiechać, nakazał skinieniem ciszę i oznajmił:
– Ten pies, który przywarł do moich stóp, sprawia, że aż do mego serca wzbija się, niby modlitwa, ciepło jego dobroci. Pokój zwierzętom. Zwierzęta kochane przez świętych maja w sobie coś więcej niżli inne, mają jakby duszę. Niechaj wejdą. Każdy z was wprowadzi zwierzę, które było mu przyjacielem.
Ujrzano wtedy przedziwną procesję. Zwierzęta cztero- i dwunożne, zwierzęta okryte sierścią i piórami, ptaki i ryby, sunęły powoli ku tronowi Boga. I we wszystkich tych zwierzętach była wielka dobroć, która jeszcze jaśniejszym czyniła splendor raju.
Jakiś młodziutki święty, który był bardzo dowcipny, rzekł ze śmiechem:
Wygląda to jak arka Noego!
A święty Augustyn odparł:
– No właśnie! Arka Noego była obrazem raju!
Jezus opuścił wówczas swoje spojrzenie, które widzi wszystko, na tę zgromadzoną rzeszę, co czciła Go bez słów, i rzekł:
– Nie ma tu jednak wszystkich. Brakuje osiołka i wołu, które ogrzewały mnie swoim oddechem, kiedy byłem malutki.
Więc osiołek i wół pojawiły się za chwileczkę. Stały już bowiem przy wejściu, czekając na swoją kolej. A Jezus pogłaskał je z uśmiechem.
Komentarze
Prześlij komentarz