Pieśń eremity - Anonim

Tytuł: Pieśń eremity
Autor: Anonim, mnich irlandzki
Źródło: Starowieyski Marek, ksiądz, Zapytaj zwierząt, pouczą, czyli opowiadania wczesnochrześcijańskich pisarzy o zwierzętach, Wydawnictwo WAM, Kraków 2014, s. 350-352.
Tłumaczenie: E. Bryll, M. Goraj

Pieśń eremity

Cis, co wyrasta z łąki zielonej
Jest mym podcieniem
Dąb stary w deszczu i błysku gromów
Domera — schronienie

Tu me królestwo, mój sad jedyny
Ciężki jabłkami
W parowach słodki owoc leszczyny
Zrywam garściami

Tu jest i studnia, kędy się chłodzi
Napój cienisty
Tutaj rzeżuchę zrywam w ogrodzie
Od rosy czystym

Tu moje ciche bydło domowe
Ma swe popasy
A dzik i borsuk, jelenie płowe
Też przyjdą czasem

Jeśli chcę — cała szlachta odwiedza
Mój dom ubogi
A razem z ludźmi wilkowie siedzą
Bez żadnej trwogi

Śpiewam sobie w cisowym cieniu
Pieśni godowe
Potem łowimy w bystrym strumieniu
Pstrągi tęczowe

Jajko, żołędzie, buczyny owoc
Za uczty stoją
Czarne jagody i miód wrzosowy
Osłodą moją

Wszystko, coś dostał od Boga twego
Rośnie dokoła
Głóg, miękkość róży, poziomki świeżość
I wonne zioła

Lato nad nami co rok otwiera
Swój płaszcz barwisty
Pachnie nam kminek, szczypior, majeran
Jak wiatr soczysty

Już biega, krząta się mysikrólik
W tarniny krzewach
Jaskółka skrzydła na mgnienie kuli
Śmiga nad drzewa

Pasikoników cichym wieczorem
Muzykowanie
Gęsi wabiące jesienną porę
Nagłym gęganiem

Już makolągwa zwołuje ptaki
Jak mały dobosz
Dzięcioł przyświadcza i na robaki
Szuka sposobu

Od morza z deszczem mewa zlatuje
I czapla siwa
Przez wrzosowiska jak okręt pruje
Cietrzew płochliwa

Łąki zielone w rudość przechodzą
Już blisko zimy
Tłuste jałówki po zboczach brodzą
Schodząc w doliny

Więc czekam zimy, patrzę jak w drzewach
Wichry się klują
Żegnam łabędzie jak chmury w śniegach
Gdy odlatują.

Komentarze